Strony

czwartek, 5 maja 2016

Upadek determinacji

Nie pamiętam, kiedy ostatnio mogłam zaczerpnąć świeżego powietrza czy opaść na trawę i obserwować obłoki leniwie przebywające się po niebie. Nie liczę miesięcy ani dni. Zdecydowałam się zostać w ruinach i zapomnieć o wszystkim co mnie łączyło ze "światem zewnętrznym". Zabawane kiedyś to był mój dom, teraz to wydaje się być takie odległe. Mam nowych przyjaciół, przez to wszystko co razem przeszliśmy są dla mnie jak rodzina. Od ostatnich wydarzeń nie wyobrażam sobie żebym miała ich tutaj zostawić, nie po tym co się stało. Chociaż jedna rzecz mnie zastanawia..
" W jakim celu wspiełam się na górę Ebott? Co mnie do tego skłoniło.." - jej myśli przerwał nieznajomy głos w jej głowie
- Nie co, ale kto
- Ale że jak? - wypowiedziawszy to na głos potrzasneła głową, siedziała skulona lekko przychyliła głowę,  żeby spojrzeć na swoje odbicie w kałuży. Dziewczyna odgarnela za długą grzywkę sprzed oczu aby się sobie przyjrzeć. Nagle zamiast swojej twarzy pojawiła się twarz, przypominała trochę jej ale należała ona do chłopca o pustym spojrzeniu i przerażającym uśmiechu, aż ciarki ją przeszły
- Co jest? Aż tak się wystraszyłem? - głos był znieksztalcony, z trudem zdołała odpowiedzieć
- Czego chcesz ode mnie i kim jesteś?
- Co tak niegrzeczne? Jak to kim jestem, nie pamiętasz kto Ciebie na górę zaprowadził? Cóż nic dziwnego, że nie pamiętasz po upadku, który stracił Ciebie do ruin straciłem kontrolę nad Tobą.. kiedy już byłem blisko aby ją odzyskać zjawiła się ona.. ta wstrętna, przerośnięta koza - ręka dziewczyny zacisnęła się w pięść - kiedy była gotowa aby stanąć z Tobą do walki, Ty oszczedzilaś ją swoim "miłosierdziem" - wykrzywił twarz z odrazą wymawiając ostatnie słowo - moja więź z Tobą słabła z każdą kolejną duszą jaką "ocaliłaś", aż w końcu byłem bezsilny wobec tego co Ty wyprawiałaś. Przyjaciele? Rodzina? Czy Ty naprawdę jesteś taka głupia? Ludzie mają mordować te obrzydliwe kreatury.. - nie mogła już tego dłużej wysluchiwać, chwycila kamień, który znalazła pod ręką i cisnęła nim w kałużę, rozległ się śmiech. Chłopak ponownie się pojawił w tafli.
- Tym razem nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, zastanawiając się nad swoim istnieniem tutaj oraz widząc ten wianuszekn idiotów wokół Ciebie, poczułem się.. zaproszony. Jestem Chara i od teraz pozwolę sobie przejąć kontrolę..
Dziewczyna momentalnie ruszyła z miejsca kierując się w stronę wejścia do ruin, tam gdzie Toriel czekała na nią, miały razem przestudiować nowo znalezioną przez nie książkę w miejskiej bibliotece. Próbowała się zatrzymać ale jej ciało nie oparło się. Wbiegła szybko do kuchni, otworzyła kuchenną szufladkę, chwyciła za największy nóż jaki się w niej znajdował, Toriel weszła do kuchni.
- Tutaj jesteś moje dziecko - czule się uśmiechnęła - Zobacz! - podeszła do kuchnnego blatu na którym leżał sernik taki jaki zawsze piekła, karmelkowo-cynamonowy - O! Już chciałaś się za niego zabrać? - spojrzała na nóż który trzymała w ręku - Pokroimy go dopiero kiedy skończysz się uczyć, a teraz odłóż ten nóż i chodź do salonu już wyszsrko przy..  - głos się jej urwał, dziewczyna tak szybko rzuciła się na nią z nożem że nie zdarzyła zareagować. Wyciągnęła z niej ostrze, które wbiła wcześniej gdzie się znajdowało serce. Toriel opadła na ścianę za nią, zsuwając się pozwoli, po czym leżała już na podłodze.
- Moje dziecko, aż tak.. mnie nie nawidzisz? Teraz widzę..kogo ja chroniłam trzymając Ciebie tutaj..Nie Ciebie, ale ich.. - uśmiechała się ze łzami w oczach, zaśmiała się cicho rozpływajac się w powietrzu. Na podłodze zostało malutkie, prawie przezroczyste serduszko popękane w wielu miejscach. - Jej dusza - przemawiał Chara to był jego głos, napawał ją wstrętem - niepotrzebna - przygniutł serce butem, napierając na nie coraz bardziej, aż pękło na mnóstwo mniejszych kawałków, zamieniły się w pył - żałosna - wybiegł z kuchni kierując się w stronę wyjścia z ruin. Byli już na zewnątrz, kierowli się przed siebie. Była już noc, na niebie nie było ani jednej gwiazdy, śnieg skrzypiał pod stopami, palce u rąk by już dawno zamarzły ale nie w jego przypadku. Jej ręce, teraz to ręce Chary były zimne, ale nie od temperatury jaka panowała, czuła się jak martwa ich albo może jej serce biło coraz wolniej, było ledwo słyszalne. Dotarli do miasta, stojąc przed domem Papyrus'a i Sans'a.
- Nie, przestań już proszę. Nie waż się ich dotykać, swoimi brudnymi łapskami
- Nie bądź śmieszna, przecież one nie są moje tylko.. Twoje idiotko. Ja robię to o czym Ty zapomniałaś o naszym celu teraz już moim celu, do którego sam muszę dążyć. Jak to sie mówi? Po trupach? - zaśmiał się cicho i zapukał do drzwi. Otworzył jemu Papyrus, kiedy ujrzał dziewczynę był cały w skowronkach.
- Wow. Nie spodziewałem się Ciebie tutaj, wejdź, wejdź stanął za dziewczyną zamykając drzwi i pociągnął ją za rekę w głąb mieszkania.
- Jak zwykle mój leniwy brat nie usłyszy, że ktoś puka do drzwi. Cały dzień siedzi zamknięty w swoim pokoju, kiedy JA WSPANIAŁY PAPYRUS zgłębiam sztukę gotowania - z dumą wskazał na talerz spaghetti na stole w salonie - Um.. cóż hehe jest już zimne więc tym razem nie spróbujesz mojego WSPANIAŁEGO JAK JA spaghetti. Nyehehe! Przyszlaś mnie prosić o kolejną randkę? Wiem, że nie mogłaś się oprzeć MOJEMU WSPANIAŁEMU urokowi. Mówiłem już Tobie, że jesteś moją wspaniałą przyjaciółką..
- Cii.. - położyła jemu palec na ustach a raczej szczęce, był szkieletem. - może porozmawiamy o tym w Twoim pokoju, nie chce żeby Sans usłyszał - spojrzała na drzwi do pokoju jego brata
- Jak sobie życzysz - tym razem to ona go chwyciła za rekę, zamknęła drzwi i popchnęła go na jego łóżko - Wowie, spokojnie, co jest aż tak ważne że musimy o tym - przerwał kiedy dziewczyna pojawiła się na jego kolanach słodko się uśmiechając, szkieletor zawstydził się. Wyciągnęła nóż z tylnej kieszeni spodni.
- Ważne? Nic mnie nie interesuje w tak bezwartosciowym, tępym i głupim śmieciu jak Ty - machnęła nożem i odcieła jemu głowę. Czaszka opadła bezwładnie obok jego szkieletu, cały czas w szoku wpatrywał się w dziewczynę - Twoje durne zagadki i puzzle, które ona rozwiązywała.. z litości? - śmiech Chary rozniósł się po całym pokoju.
- Cóż t-tego się nie spodziewałem.. ale dalej wierzę w Ciebie. Możesz być lepsza, nawet jeśli tak nie myślisz..Ja obiecuję.. - po tych słowach rozpłynął się w powietrzu tak jak Toriel. Na łóżku pojawiło się małe serduszko - to już drugi raz.. zakończyłem czyjeś bezwartościowe życie - wziął serce do ręki jeszcze pulsowało delikatne, ściągnął je z dziką złością, rozpadło się. Wyszedł z pokoju wiedział, że jeszcze Sans sam do niego przyjdzie.. aby odebrać sobie życie. Chara szaleńczo się uśmiechnął i ruszył odbierać życia kolejnym potowrom w mieście, udając się następnie do stolicy - Hotland.
Udyne, Medattona, Alphys a nawet króla Asgora. Wszystkich na których jej zależało, wszystkich bliskich jej sercu, sercu które zbliżała się do śmierci z każdą kolejną zabraną duszą.
I oto doszło do ich konfrontacji została tylko ona i Sans. Bała się patrzeć na niego, ale Chara bezwstydnie robił produkujące miny w jego stronę, obracając nóż między palcami.
- Heya, więc byłeś zajety huh? Więc mam pytanie do Ciebie - Sans zrobił krok bliżej w ich stronę - Czy myślałeś kiedy, że nawet najgorsza osoba może się zmienić? Że wszyscy mogą być dobrzy jeżeli tylko spróbują? - Chara kopnął bezsczelnie kamień pod jego nogi - Hehe. W porządku lepsze pytanie. Chcesz mieć zły czas? Jeżeli dalej zamierzasz w to brnąć.. - jego oczy zrobiły się puste, pojawił się uśmiech na jego twarzy - Naprawdę nie spodoba się Tobie co się stanie za chwilę. Piękny dzień dzisiaj, ptaki śpiewają, kwiaty rozkwitają. Dzieci takie jak Ty.. powinny się palić w piekle. - zaczął atakować, Chara odbierał każdy jego atak.
"Sans nie był słaby jeśli chodziło o walkę, Chara..ja zabiłam jego brata już pierwszego dnia kiedy się spotykaliśmy, kiedy jeszcze mi nie ufał, ostrzegał mnie. Dzisiaj zawiodłam go, zawiodłam wszystkich. Nie mogę tego więcej znieść i wtedy udało na chwilę mi się przejąć kontrolę nad swoim ciałem."
Dziewczyna rzuciła nóż, daleko w ciemny kąt pomieszczenia w którym się znajodowali i krzyknęła ze łzami w oczach
- Proszę zabij mnie, zanim on wróci. Ja przepraszam Sans.. - rozłożyła ramiona i zamknęła oczy. Sans rozszerzył szeroko oczy, poczuł się zdezorientowany ale już było za późno żeby cofnąć pocisk laserowy który mknał w jej stronę. Trafił ją prosto w jej umierające serce. Sans rzucił się w stronę dziewczyny, łapiąc ją w swoje ramiona. Jeszcze miała kontrolę
- Ja przepraszam, nigdy już nie zwatpię w was, moich przyjaciół nie będę szukać drogi powrotnej - zamknęła oczy. Poczuła coś mokrego na policzku. Nastała ciemność. Chara pojawił się przed nią w całej okazałości, podszedł do dziewczyny i zacisnął swoje lodowate i długie płace wokół jej szyji dusząc ją.
- Przez Ciebie.. Ty głupia idiotko, zniszczylaś cały mój plan. Determinacja huh? Może i się mnie pozybylaś ze świata materialnego ale Ty już tam nie wrócisz zostaniesz tutaj ze mną - zacisnął palce jeszcze mocniej na jej szyji - będę Cię zabijaj i od nowa. Cały czas będę Ciebie odżywiać i zabijać, brzmi zabawnie co nie? Bo JESTEŚ TAKIM SAMYM POTWOREM JAK JA! Nie zapominaj o tym kto Ciebie tutaj sprowadził, jestem Tobą a Ty mną  - szaleńczy śmiech, ostatnie tchnienie. Zaraz ktoś mnie woła, słyszę znajomy głos. Otworzyłam oczy. Nade mną nachylała się Toriel, Papyrus i Sans.
- Moje dziecko już myślałam, że.. - przytuliła mnie mocno i zaczęła płakać
- Już myśleliśmy, że no.. właśnie szłem do was w odwiedziny, zobaczyłem Cię wpadlaśwdo wody i zaczełaś tonąć. - Papyrus machał nerwowo rękami
- Dobrze że wróciłeś dzieciaku - mrugnął Sans w moją stronę - jak już ogarniesz się, przyjdź do nas do domu muszę z Tobą o czym porozmawiać, Frisk.
"Czyżby wiedział, czy to był sen? Dobrze być w domu i słyszeć swoje imię."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz